Abby
Sciuto stała przed lustrem owinięta w czarny ręcznik z symbolem czaszki z filmu
„The Skulls”, który dostała w prezencie od Tony’ego – nie pamiętała, z jakiej
okazji i przyglądała się swojemu odbiciu. Drobna twarz bez śladu makijażu
nosiła ślady zmęczenia, szmaragdowe oczy od których kiedyś bił blask w tym
momencie zdawały się być przygaszone i bez wyrazu a fakt, że w ubiegłym
tygodniu znów ubyło jej kilka kilogramów sprawiał, że nie prezentowała się zbyt
atrakcyjnie.
-
Myślałaś, że możesz konkurować z kimś takim jak dr Ryan, Abbs? – zapytała swoje
lustrzane odbicie okręcając na palcu mokry kosmyk czarnych włosów. – Poza tym
całe Navy Yard jest pełne mężczyzn, więc dlaczego musiałaś obdarzyć uczuciem
akurat Gibbsa? To, że zawsze traktował Cię łagodniej i troskliwiej nie znaczyło
wcale, że możesz rościć sobie prawa do jego serca. I dlaczego akurat teraz
postanowiłaś wyznać mu swoje uczucia?
Nie
umiała odpowiedzieć na te pytania, które zwykła powtarzać kilka razy dziennie.
Ile minęło czasu od kiedy zobaczyła Jethra i Samanthę razem? Tydzień, dwa, trzy? Siadając na podłodze
kobieta oparła się plecami o ścianę i zamknęła oczy. Dokładnie dwa i pół
tygodnia temu pod wpływem chwili, przygnieciona ciężarem samotności i tęsknoty
za silnymi, męskimi ramionami zaparkowała samochód przecznicę od domu Jethra z
mocnym postanowieniem wyjawienia mu swoich uczuć. Determinacja była silniejsza
od strachu przed odrzuceniem, a kobieta stawiając wszystko na jedną kartę
utwierdziła się w przekonaniu, że jeśli ona nie zrobi pierwszego kroku to do
końca życia będzie tego żałować.
Wychodząc
zza zakrętu doszedł do jej uszu radosny, zaraźliwy i pełen oczekiwań śmiech kobiety
i mężczyzny. W głowie kołatała jej się myśl czy i ona któregoś dnia będzie się
tak śmiać wracając z randki z własnym szefem będąc w stanie upojenia
alkoholowego i miłosnego. Nie mogąc się powstrzymać odwróciła głowę w tamtą
stronę i zamarła. Leroy Jethro Gibbs i Samantha Ryan ściśle się obejmując
wchodzili właśnie na jego podjazd. Ona szepcząc mu do ucha ciągnęła go za
kołnierz koszuli a on przytakiwał jej z aprobatą.
Abbs
opamiętała się dopiero, gdy ich śmiech dawno ucichł za ścianami jego domostwa. Ból,
jaki towarzyszył złamanemu sercu ghotki miał nadejść dopiero później.
-
I po jaką cholerę się katujesz, Abby? – upomniała się kobieta czując pod powiekami
palące łzy. – Twoja rozpacz i tak niczego nie zmieni i musisz to przyjąć do
wiadomości.
W
NCIS nie dało się nie zauważyć kiepskiego nastroju Abbs. Trwająca od ponad
dwóch tygodni cisza w laboratorium plus ewidentne unikanie członków zespołu
zaczynało wzbudzać niepokój w sercach DiNozza, Zivy i Tima, którzy zwyczajnie
zaczęli się martwić o swoją przyjaciółkę.
-
Może ktoś powinien z nią porozmawiać? – rzucił Tony okręcając się na swoim
krześle.
-
Może Gibbs? – zaproponował Tim odsuwając swoje palce od klawiatury i patrząc na
swoich towarzyszy.
-
A nie zauważyliście, że Abby unika go jeszcze bardziej niż nas? Przestała tutaj
przelatywać, co pięć minut żeby z nim porozmawiać i wyprosić jeszcze jeden
kubek Caf-Pow. A jak chce go poprosić do siebie to dzwoni do nas. – podpowiedziała Ziva składając i rozkładając
swój nóż.
-
Możesz tak nie robić? To irytujące – mruknął Tony patrząc na nią spod byka. –
Ty z nią pogadaj, jesteś jej przyjaciółką i przed Tobą prędzej się otworzy.
-
Pewnie masz rację – podniosła się z krzesła i wchodząc do windy nacisnęła
odpowiedni guzik, by po chwili wejść do „ziejącego” ciszą „abbylatorium”.
-
Nic dla Ciebie nie mam, Ziva – mruknęła Abby znad komputerowej gazety, którą
odłożyła widząc przyjaciółkę.
-
Dobrze wiesz, po co tu przyszłam i bez wciskania kitu, że wszystko jest okej.
-
Nic nie jest okej, ale nie mam zamiaru rozmawiać na ten temat.
-
Ktoś Cię skrzywdził
-
Ziva…
-
Abby…
-
Ziva, proszę…
-
To nie było pytanie tylko stwierdzenie.
-
Nie odpuścisz?
-
Ani mi się śni
Abby
spojrzała na zawziętą minę Zivy. Kto, jak kto, ale ona była w stanie tu
siedzieć dopóki nie wyciągnie z niej tego, na czym jej zależało.
-
Cieszę się, że nie jesteśmy wrogami.
-
Abbs, nie zbaczaj z tematu, ale nie rozumiem o co chodzi z tymi wrogami.
-
Nie wyszłabym stąd żywa. I pewnie byś mnie torturowała.
-
Zapewne – roześmiała się ale zaraz spoważniała. – Więc?
-
Po prostu za późno przyznałam się sama przed sobą, że żywię uczucia do pewnego
mężczyzny. A kiedy postanowiłam mu o tym powiedzieć okazało się, że w jego
życiu nie ma już dla mnie miejsca.
-
Powiesz mi, kim on jest?
-
Wolałabym nie..
Zwierzenia
przerwało nagłe pojawienie się w laboratorium Gibbsa, który stawiając na biurku
Abby kubek Caf-Pow zwrócił się do Zivy.
-
Nie masz nic do roboty?
-
Właśnie mi szef przypomniał, że czegoś nie dokończyłam.
Wstając
z krzesła wzrok Zivy padł na Abigail, która wpatrywała się w swoje
niepomalowane i obgryzione paznokcie. W tym momencie agentka uświadomiła sobie,
w kim była nieszczęśliwie zakochana lady goth.
~ Część dalsza nastąpi ~