środa, 27 sierpnia 2014

Utracona szansa ~ Part 3 ~

Tydzień później zastępując Jacksona w sklepie, Abbs wykładała towar, metkując co po niektóre artykuły. Jej pracę przerwał dźwięk otwieranych drzwi, więc wychyliła się zza półki i zamarła. Przed nią, na wyciągnięcie ręki stał Jethro Gibbs, wpatrujący się uważnie w dziewczynę.
- Trudno było Cię znaleźć. Gdyby nie dobrotliwi sąsiedzi, którzy dali mi znać, że do ojca wprowadziła się dziewczyna z tatuażami, to nie domyśliłbym się że tu jesteś.
- I dlatego musiałeś się tu zjawić??
- Martwiliśmy się. Ja się martwiłem. Abby, którą znam nigdy nie wyjechałaby bez pożegnania.
- Ludzie się zmieniają.
- Tak, większość tak, ale nie Ty. Zrobiłem coś złego? Bo jeśli tak, to chciałbym to naprawić.
- Nie wymażesz widoku Ciebie i tej, tej, tej.. doktorki – warknęła czym wprawiła Gibbsa w osłupienie.
- Jesteś zazdrosna?
- Tak
- Dlaczego?
- Boże, Gibbs. Jesteś głupszy niż ustawa przewiduje. Znany ze swojego logicznego myślenia a nie zauważa, że od  20 lat laborantka nie widzi świata poza nim – widząc że Jethro chce coś dodać kiwnęła palcem – jeszcze nie skończyłam! Dobrze wiem, że uważasz się za zdziadziałego byłego Marine, ale prawda jest taka, że pod tą skorupą jest mężczyzna , który ma serce na dłoni, który myśli głównie o innych; że swoje życie już przeżył. Błąd!! Nazywasz się Jethro Gibbs i zasługujesz na prawdziwe szczęście. Nie przygodne romanse, no chyba, że doktorowa zagości w Twoim życiu na dłużej niż na chwilę. Radzę Ci, zastanów się nad sobą, bo drugiej szansy może już nie być.
Abbs widząc, że do sklepu wszedł Senior, odłożyła metkownicę na stoliku i odwracając się na pięcie zostawiła dwóch zszokowanych Gibbsów i wchodząc na górę trzasnęła drzwiami od swojego pokoju.
Jak co wieczór siedząc przy lampce wina, Abby zapisywała swój elektroniczny pamiętnik myślami z dzisiejszego dnia. Nie pojawiła się nawet na kolacji, bo po pierwsze nie była ani trochę głodna a po drugie chciała dać trochę swobody obu panom G. Pukanie do drzwi sprawiło, że zamykając szybko laptopa zmusiła się, by podnieść z łóżka swoje cztery litery i ostatecznie otworzyć drzwi przed którymi stał Gibbs Junior z tacką w dłoniach.
- Tato prosił żebym przyniósł Ci kolację
- To miło z jego strony.
- Możemy porozmawiać?
- Skoro musimy – mruknęła odsuwając się od drzwi i wpuszczając mężczyznę do środka.
Jethro stawiając tackę na stoliku przez chwilę wpatrywał się w pokój, który kiedyś należał do niego. Nie pozwolił jednak napłynąć wspomnieniom.
- Jesteś niezwykle odważną osobą, Abbs. Zdobyłaś się na coś, na co ja stary, uparty osioł nie mogłem się zdobyć przez tyle lat. Chcąc chronić Ciebie przed sobą, okazało się, że wyrządzam krzywdę nie tylko Tobie ale i sobie, dlatego przepraszam..
- Zaczynam się bać, gdy łamiesz swoje zasady.
- Złamię nie tylko tą…
Podchodząc do dziewczyny pochylił się nad nią i obejmując ją w pasie złożył na jej ustach czuły pocałunek, który ona automatycznie odwzajemniła, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Zechcesz wybawić mnie z samotności?
- A doktorka?
- To była tylko przygoda, którą z resztą ona sama zakończyła Już nie chcę przygód.
- Możemy ponegocjować – roześmiała się ponawiając pocałunek.
Słysząc dochodzący z góry radosny śmiech, Jack z zadowoleniem pokiwał głową. Dziewczyna nie musiała wiedzieć, że to on ściągnął tu własne dziecko, by zawalczyło o swoje szczęście.


THE END

Utracona szansa ~ Part 2 ~

Chwilę później Ziva pojawiła się przy swoim biurku, ale wcale nie zamierzała przy nim usiąść. Opierając dłonie na blacie wpatrzyła się w przestrzeń z miną tak zaciętą, że ani McGee, ani DiNozzo nie zdobyli się na odwagę, by do niej zagadać.
Atmosfera panująca  w laboratorium była nie lepsza. Abbs starała się nadać swojemu głosowi jak najbardziej neutralny wydźwięk, ale widząc Gibbsa nie mogła sobie poradzić z nawiedzającym ją nieustannie obrazem jego i pani doktor, przez co brzmiała o jedną, góra dwie oktawy wyżej niż normalnie. W końcu nie wytrzymał tego sam L.J, który łapiąc ją za ramiona odwrócił w swoją stronę.
- Mogę wiedzieć, co się z Tobą dzieje? – zapytał wpatrując się intensywnie w jej oczy.
- Mam problem, ale wkrótce się z nim uporam.
- Chcesz porozmawiać? Zawsze, nawet z błahostkami zwracałaś się do mnie, co się zmieniło.
- Tym razem nawet Ty nie możesz mi pómóc. Zwłaszcza Ty – dodała w duchu dziewczyna dając mu do zrozumienia, że temat uważa za zamknięty.
- To nie koniec, Abbs – mruknął Gibbs i widząc, że tym razem się nie dogadają opuścił laboratorium.
Dla niej to był koniec. Wiedziała, że z jego „stratą” poradzi sobie tylko wtedy, kiedy nie będzie mieć z nim styczności.
10 godzin później

Stillwater przywitało ją chłodem i deszczem a także ciepłą, puchową kołdrą na poddaszu domu Gibbsów, szklaną mleka i troskliwymi ramionami Gibbsa Seniora, który ani trochę nie był zaskoczony prośbą o „azyl” we własnym domu ani tym, że pół nocy Abbs przeszlochała w jego ramionach. Nie musiał pytać o powód jej łez. Od pierwszej chwili, gdy zobaczył swojego syna z tą kobietą, wiedział, że to właśnie nikt inny tylko ona byłaby odpowiednią kandydatką do tego, by L.J zaczął znowu żyć a nie tylko egzystować. Czuł, że stało się coś, co nie powinno mieć miejsca, ale nie naciskał, wychodząc z przekonania, że gdy Abby będzie gotowa, sama mu o wszystkim powie.
Tymczasem zadowalał się faktem, że ze wszystkich swoich dalszych i bliższych przyjaciół, Abby wybrała właśnie jego, że właśnie jemu postanowiła zaufać, dzięki czemu samotność, którą odczuwał ostatnimi czasy wydawała się tylko mglistym wspomnieniem.
W końcu Abby i Jack rozeszli się do swoich sypialni. Leżąc w łóżku, kobieta zupełnie pozbyła się uczucia, że przyjazd tutaj był złym pomysłem. Starszy pan był doskonałym towarzyszem, a że przy okazji był też ojcem jej szefa… No cóż, zawsze kek powtarzali :czym się strułaś, tym się lecz”
- Misję odtruwanie uważam za otwartą – mruknęła Abby zapadając w sen.
Gibbs wpadł do gabinetu dyrektora jak burza, mało nie wyrywając drzwi z zawiasów. Stając przy jego biurku z zaciśniętymi pięściami spojrzał na niego spod zmrużonych powiek.
- Gdzie ją wysłałeś?!
- Jeśli chodzi o pannę Sciuto- rozczaruję Cię, ja jej nigdzie nie wysłałem. Sama poprosiła o urlop i go uzyskała. Poza tym Ty chyba zapominasz z kim rozmawiasz. Nie muszę Ci się tłumaczyć z moich decyzji. Zrobiłem to tylko i wyłącznie na prośbę Abby, która nie zdążyła pożegnać się z zespołem. – odpowiedział chłodno dyrektor, wskazując mu drogę do drzwi.
Zaciśnięta szczęka i „dziki wzrok” świadczyły o największym wzburzeniu Gibbsa. Być może dlatego, gdy zajął swoje miejsce i wlepił wzrok w sufit zakładając ręce za głowę, nikt nie śmiał zapytać, gdzie podziała się ich laborantka.

Będąc w Stillwater, Abby może nie odnalazła szczęścia – bo na to było zdecydowanie za szybko, ale na pewno odzyskała spokój i w niewielkim stopniu swoją pogodę ducha.

C.D.N.