Tydzień później
zastępując Jacksona w sklepie, Abbs wykładała towar, metkując co po niektóre
artykuły. Jej pracę przerwał dźwięk otwieranych drzwi, więc wychyliła się zza
półki i zamarła. Przed nią, na wyciągnięcie ręki stał Jethro Gibbs, wpatrujący
się uważnie w dziewczynę.
- Trudno było Cię znaleźć. Gdyby nie
dobrotliwi sąsiedzi, którzy dali mi znać, że do ojca wprowadziła się dziewczyna
z tatuażami, to nie domyśliłbym się że tu jesteś.
- I dlatego musiałeś się tu zjawić??
- Martwiliśmy się. Ja się martwiłem.
Abby, którą znam nigdy nie wyjechałaby bez pożegnania.
- Ludzie się zmieniają.
- Tak, większość tak, ale nie Ty.
Zrobiłem coś złego? Bo jeśli tak, to chciałbym to naprawić.
- Nie wymażesz widoku Ciebie i tej, tej,
tej.. doktorki – warknęła czym wprawiła Gibbsa w osłupienie.
- Jesteś zazdrosna?
- Tak
- Dlaczego?
- Boże, Gibbs. Jesteś głupszy niż ustawa
przewiduje. Znany ze swojego logicznego myślenia a nie zauważa, że od 20 lat laborantka nie widzi świata poza nim –
widząc że Jethro chce coś dodać kiwnęła palcem – jeszcze nie skończyłam! Dobrze
wiem, że uważasz się za zdziadziałego byłego Marine, ale prawda jest taka, że
pod tą skorupą jest mężczyzna , który ma serce na dłoni, który myśli głównie o
innych; że swoje życie już przeżył. Błąd!! Nazywasz się Jethro Gibbs i
zasługujesz na prawdziwe szczęście. Nie przygodne romanse, no chyba, że
doktorowa zagości w Twoim życiu na dłużej niż na chwilę. Radzę Ci, zastanów się
nad sobą, bo drugiej szansy może już nie być.
Abbs widząc, że do
sklepu wszedł Senior, odłożyła metkownicę na stoliku i odwracając się na pięcie
zostawiła dwóch zszokowanych Gibbsów i wchodząc na górę trzasnęła drzwiami od
swojego pokoju.
Jak co wieczór siedząc
przy lampce wina, Abby zapisywała swój elektroniczny pamiętnik myślami z
dzisiejszego dnia. Nie pojawiła się nawet na kolacji, bo po pierwsze nie była
ani trochę głodna a po drugie chciała dać trochę swobody obu panom G. Pukanie
do drzwi sprawiło, że zamykając szybko laptopa zmusiła się, by podnieść z łóżka
swoje cztery litery i ostatecznie otworzyć drzwi przed którymi stał Gibbs
Junior z tacką w dłoniach.
- Tato prosił żebym przyniósł Ci kolację
- To miło z jego strony.
- Możemy porozmawiać?
- Skoro musimy – mruknęła odsuwając się
od drzwi i wpuszczając mężczyznę do środka.
Jethro stawiając tackę
na stoliku przez chwilę wpatrywał się w pokój, który kiedyś należał do niego.
Nie pozwolił jednak napłynąć wspomnieniom.
- Jesteś niezwykle odważną osobą, Abbs.
Zdobyłaś się na coś, na co ja stary, uparty osioł nie mogłem się zdobyć przez
tyle lat. Chcąc chronić Ciebie przed sobą, okazało się, że wyrządzam krzywdę
nie tylko Tobie ale i sobie, dlatego przepraszam..
- Zaczynam się bać, gdy łamiesz swoje
zasady.
- Złamię nie tylko tą…
Podchodząc do
dziewczyny pochylił się nad nią i obejmując ją w pasie złożył na jej ustach
czuły pocałunek, który ona automatycznie odwzajemniła, jakby to była najnormalniejsza
rzecz na świecie.
- Zechcesz wybawić mnie z samotności?
- A doktorka?
- To była tylko przygoda, którą z resztą
ona sama zakończyła Już nie chcę przygód.
- Możemy ponegocjować – roześmiała się
ponawiając pocałunek.
Słysząc dochodzący z
góry radosny śmiech, Jack z zadowoleniem pokiwał głową. Dziewczyna nie musiała
wiedzieć, że to on ściągnął tu własne dziecko, by zawalczyło o swoje szczęście.
THE END