poniedziałek, 8 września 2014

Koniec i początek ~ Part I ~

King odebrał Abby z lotniska kilka minut po godzinie trzynastej. Nie ukrywał, że jej przylot do rodzinnego Nowego Orleanu był dla niego niespodzianką, gdyż ostatni raz zawitała tutaj z okazji ślubu swojego brata (czyli jakieś dziesięć lat temu). Z rozmowy telefonicznej jaką przeprowadzili poprzedniego dnia jasno wynikało, że dziewczynie posypał się związek i potrzebowała odpoczynku.
- Jak minął lot?
- Gibbs mnie rzucił.
Oboje równocześnie wypowiedzieli to, co mieli na myśli i na twarzy kobiety pojawił się słaby uśmiech.
- Widzę, że nic się nie zmieniło. Wkrótce znów będziemy kończyć za siebie zdania – westchnęła.- Lot przespałam, więc pamiętam tylko moment startu. Co do drugiego wolałabym o tym nie mówić, ale jak już muszę to najpierw wpraw mnie w stan upojenia alkoholowego.
- To się da załatwić.
Zatrzymali się w mieszkaniu Pride’a. Abbs dostała osobny pokój z dostępem do łazienki i wcale nie zamierzała się burzyć z tego powodu (King dobrze wiedział, że nie lubiła być traktowana z honorami), bo znając chatakter jej gospodarza - protestami i tak nic by nie wskórała. Poza tym to właśnie w tym miejscu czuła się sobą. Nie musiała udawać ani nic ukrywać – dlatego to właśnie Pride’a poprosiła o dach nad głową a nie własnego brata.
- Więc dlaczego? – podał jej drinka siadając naprzeciwko i uważnie się w nią wpatrując.
- Podobno jestem dla niego za młoda i podobno zniszczy mi życie.
- To do niego podobne. Nie wiem czy zauważyłaś, ale Gibbs boi się żyć i boi się być szczęśliwym.
- Dzięki za pocieszenie – mruknęła podstawiając mu szklankę, która natychmiast się zapełniła.
- Zakochałaś się we wraku człowieka.
- Wiem i co najlepsze w tym wszystkim.. myślałam, że owy wrak zakochał się też we mnie.
Poszli spać o brzasku. Abby doprowadzona do łóżka padła na nie jak długa i od razu zapadła w sen. Dwayne zadbał, by dziewczyna miała przy łóżku wodę i udając się na spoczynek zaczął się zastanawiać jak ma jej pomóc.
Następne kilka dni upłynęło Abbs na przypominaniu sobie starych zakątków z rodzinnego miasta. Zmiany goniły zmiany, ale kilka rzeczy pozostało takimi jakimi zapamiętała je z dzieciństwa. Siedząc na złomowisku swojego wuja, nie mogła nie czuć ducha przeszłości unoszącego się nad nim niczym stary, dobry przyjaciel. To właśnie w tym miejscu zrodziła się jej miłość do wszelakich analiz i doświadczeń chemicznych, która z biegiem lat  doprowadziła ją do miejsca, które uważała za swój dom i gdzie zostawiła swoje serce.
Wieczorem po raz pierwszy od chwili wyjazdu  włączyła telefon komórkowy. Ogrom wiadomości do odsłuchania z początku ją przeraził, ale skrupulatnie się tym zajęła. Spośród wszystkich głosów tylko jeden faktycznie zdołał ją zaniepokoić – głos Tima. Brzmiał smutno chociaż Abby dobrze wiedziała, że przyjaciel stara się to zatuszować. Zbyt dobrze go znała, by dać się na to nabrać. Wychodząc na balkon niezwłącznie wybrała numer Timothy’ego, który zgłosił się dopiero za trzecim razem.
- Byłem pod prysznicem, Abbs.
- Sam czy z kimś?
- Za wścibstwo powinnaś dostać medal – byłem sam.
- Tim, co się stało? – spoważniała.
- Nic, a co miało?
- Starasz się „zabić” mnie ironią pomieszaną z udawanym optymizmem, ale Twój głos ma drugie dno i ja to słyszę.
- No cóż – zawahał się. – Wolę żebyś dowiedziała się ode mnie. Jackson Gibbs miał zawał. Niestety nie udało się go uratować. Przykro mi, Abby. Wiem jak go lubiłaś.
Wiadomość o śmierci Jack’a tak nią wstrząsneła, że przez chwilę w ogóle straciła kontakt z rzeczywistością. To on był dla niej podporą, gdy walczyła o miłość Jethra. To on pierwszy wiedział o tym, że się w końcu zeszli i od razu zaczął nazywać ją synową okazując tym pełną akceptację dla wyboru swojego jedynego dziecka.  W końcu to jemu pierwszemu Abby wypłakała się do słuchawki, gdy Gibbs z nią zerwał słysząc słowa współczucia i otuchy. „Leroy jeszcze się opamięta”. Słowa Seniora zabrzmiały w jej uszach nagle i niespodziewanie, co dało początek strumieniowi łez płynącemu po jej twarzy. Wtedy właśnie pomyślała o Jethro – zmagającym się samotnie ze stratą mężczyźnie, którego kochała nad życie. Wiedziała też co musi zrobić czy miało mu się to podobać czy nie.


~ C.D.N~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz