środa, 3 września 2014

Rzymskie "wakacje" Part II



- Włączcie to światło! Jak złapię tego, który bawi się prądem to zrobię mu takie „doświadczenie” życie, że nigdy więcej nie dotknie kontaktu!
- Abbs, kochanie – spokojny głos Gibbsa i jego dotyk wyrwały dziewczynę z półsnu, w którym do tej pory była pogrążona.
- Gibbsey? – usiadła na łóżku i zorientowała się, że to, co uważała za światło było w rzeczywistości promieniami słonecznymi wpadającymi do pokoju przez otwarte drzwi balkonowe – chyba się wygłupiłam, co?
Gibbs pokręcił głową i dostał tak nagłego ataku śmiechu widząc jej minę, że jedynym  wyjściem (z którego oczywiście skorzystał) było przyciągnięcie do siebie jej twarzyczki i obcałowanie każdego jej skrawka.
- I jeszcze perfidnie się ze mnie naśmiewasz – nie pozostając mu dłużna, ugryzła go delikatnie w brodę i owinęła się jego ramionami.
- Dobrze spałaś?
- Szczerze? Dopiero przy Tobie odkryłam co to znaczy się wysypiać.
- Cała przyjemność po mojej stronie – mruknął jej do ucha, co miało świadczyć, że szybko nie opuszczą hotelowego pokoju.
Wieczne Miasto musiało poczekać do wieczora, by przywitać swoim pięknem Abby i Jethra. Przechadzając się nieśpiesznie po wąskich uliczkach przylegali do siebie tak ściśle, że zdawać by się mogło, że są spojeni jakąś nierozerwalną nicią.
- Dziękuję Ci, Jethro.
- To ja dziękuję Tobie.
- Dziwie się czuję jak tak sobie wzajemnie dziękujemy. Chodzi mi o to, że..
Gibbs biorąc ją w ramiona wpił się czule w jej usta, dając do zrozumienia, że doskonale wie o co jej chodzi. Oboje wiele razy rozmawiali o tym, że miłości nie powinno składać się dziękczynnych hołdów – ich jedynym obowiązkiem było o nią dbać i ją pielęgnować.
- I to jest w tym wszystkim najlepsze. Znasz mnie tak dobrze, że czasem czuję się tak jakbyś czytał mi w myślach.
- Odezwała się ta, co nie czyta w moich.
- Mnie tam wygodnie w Twojej głowie – parsknęła śmiechem, a chwilę później puściła się biegiem w dół uliczki. – Złap mnie jeśli potrafisz! – zawołała za nim wciąż głośno się śmiejąc.
Niewiele myśląc, Jet popędził za dziewczyną, ale „włączając” swój wojskowy zmysł orientacji w terenie skręcił uliczkę wcześniej niż oczekiwała tego Abbs, która nagle straciła go z oczu. Wyciągając z kieszeni telefon już miała zamiar wybrać jego numer, gdy poczuła, że unosi się do góry.
- I Ty mi chciałaś zwiać?
- Kochanie, to wszystko co o Tobie mówią jest prawdą! Potrafisz się materializować! Ale nie martw się, nie wydam Cię gościom ze strefy 51.
Gibbs spojrzał na kobietę i ponownie zaczął się śmiać. Było to o tyle dziwne, że każdy kto go znał lub o nim słyszał uważał, że poczucie humoru to on ma mniejsze niż zero.
- Musisz śmiać się częściej.
- Tak Ci się to podoba?
- Rysy Ci łagodnieją, wiesz?
- Tylko nie mów tego głośno, bo ucierpi moja reputacja.
- No tak, mój zimny drań – pogłaskała go po twarzy i uśmiechnęła się delikatnie.
Fontanna di Trevi oświetlona blaskiem neonowych lamp stanowiła wieczorne centrum romantyzmu. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć przechadzały się zakochane i wpatrzone w siebie pary. Wśród nich i ich dwoje. Tak różni, a jednak tworzący tak doskonale dobraną parę. Stojąc plecami do fontanny, Abby zamknęła oczy i wrzuciła do niej monetę. Nie wierzyła w takie rzeczy, ale skoro tradycja nakazywała złożyć u „stóp” fontanny swoje marzenie to i ona tak zrobiła. Czując jak silne ramiona Gibbsa owijają się wokół niej jak ochronna bariera, kobieta stwierdziła, że tak naprawdę wszystko czego pragnęła się już sprawdziło. Jej rozmyślania przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu. Nagły chłód jaki poczuła, gdy Jet się od niej odsunął spotęgował się, gdy zobaczyła jak zmienia się jego wyraz twarzy podczas owej telefonicznej rozmowy.
- Co się stało? Zapytała, gdy tylko schował telefon.
- Muszę wracać do D.C, za dwie godziny mam samolot.
- Dlaczego mówisz tylko w liczbie pojedynczej?
- Bo tylko ja wracam. Sprawa dotyczy amerykańskich i włoskich żołnierzy stacjonujących razem w Iraku. Z tego, co dyrektor mi powiedział to Włosi nie są skorzy do udostepnienia nam dowodów i prosił żebyś miała na wszystko oko.
- Ale skąd on wie, że ja i Ty, że my…
- On wie więcej niż nam się wydaje – westchnął Gibbs.
Godzinę później stojąc samotnie na lotnisku, Abbs nie mogła i nawet nie starała się za bardzo ukryć płynących po jej policzkach łez. Widząc jej płacz, Jethro przeskoczył przez barierki oddzielające terminal od reszty lotniska  i podbiegając do niej wtulił ją w swoje ramiona.
- Kocham Cię Abby – mruknął przytulając czoło do jej czoła. – Niedługo się zobaczymy i wszystko wróci do normy.
- Obiecujesz?
- Przysięgam.
Ich pocałunek przerwało wywoływanie Gibbsa do odprawy. Rzucając ostatnie spojrzenie na swoją dziewczynkę, odwrócił się i podchodząc do wskazanego stanowiska wkrótce zniknął na płycie lotniska.

~ C.D.N~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz