- Włączcie to światło!
Jak złapię tego, który bawi się prądem to zrobię mu takie „doświadczenie”
życie, że nigdy więcej nie dotknie kontaktu!
- Abbs, kochanie –
spokojny głos Gibbsa i jego dotyk wyrwały dziewczynę z półsnu, w którym do tej
pory była pogrążona.
- Gibbsey? – usiadła na
łóżku i zorientowała się, że to, co uważała za światło było w rzeczywistości
promieniami słonecznymi wpadającymi do pokoju przez otwarte drzwi balkonowe –
chyba się wygłupiłam, co?
Gibbs pokręcił głową i
dostał tak nagłego ataku śmiechu widząc jej minę, że jedynym wyjściem (z którego oczywiście skorzystał)
było przyciągnięcie do siebie jej twarzyczki i obcałowanie każdego jej skrawka.
- I jeszcze perfidnie
się ze mnie naśmiewasz – nie pozostając mu dłużna, ugryzła go delikatnie w
brodę i owinęła się jego ramionami.
- Dobrze spałaś?
- Szczerze? Dopiero
przy Tobie odkryłam co to znaczy się wysypiać.
- Cała przyjemność po
mojej stronie – mruknął jej do ucha, co miało świadczyć, że szybko nie opuszczą
hotelowego pokoju.
Wieczne Miasto musiało
poczekać do wieczora, by przywitać swoim pięknem Abby i Jethra. Przechadzając
się nieśpiesznie po wąskich uliczkach przylegali do siebie tak ściśle, że
zdawać by się mogło, że są spojeni jakąś nierozerwalną nicią.
- Dziękuję Ci, Jethro.
- To ja dziękuję Tobie.
- Dziwie się czuję jak
tak sobie wzajemnie dziękujemy. Chodzi mi o to, że..
Gibbs biorąc ją w
ramiona wpił się czule w jej usta, dając do zrozumienia, że doskonale wie o co
jej chodzi. Oboje wiele razy rozmawiali o tym, że miłości nie powinno składać
się dziękczynnych hołdów – ich jedynym obowiązkiem było o nią dbać i ją
pielęgnować.
- I to jest w tym
wszystkim najlepsze. Znasz mnie tak dobrze, że czasem czuję się tak jakbyś
czytał mi w myślach.
- Odezwała się ta, co
nie czyta w moich.
- Mnie tam wygodnie w
Twojej głowie – parsknęła śmiechem, a chwilę później puściła się biegiem w dół
uliczki. – Złap mnie jeśli potrafisz! – zawołała za nim wciąż głośno się
śmiejąc.
Niewiele myśląc, Jet
popędził za dziewczyną, ale „włączając” swój wojskowy zmysł orientacji w
terenie skręcił uliczkę wcześniej niż oczekiwała tego Abbs, która nagle
straciła go z oczu. Wyciągając z kieszeni telefon już miała zamiar wybrać jego
numer, gdy poczuła, że unosi się do góry.
- I Ty mi chciałaś
zwiać?
- Kochanie, to wszystko
co o Tobie mówią jest prawdą! Potrafisz się materializować! Ale nie martw się,
nie wydam Cię gościom ze strefy 51.
Gibbs spojrzał na
kobietę i ponownie zaczął się śmiać. Było to o tyle dziwne, że każdy kto go
znał lub o nim słyszał uważał, że poczucie humoru to on ma mniejsze niż zero.
- Musisz śmiać się
częściej.
- Tak Ci się to podoba?
- Rysy Ci łagodnieją,
wiesz?
- Tylko nie mów tego
głośno, bo ucierpi moja reputacja.
- No tak, mój zimny
drań – pogłaskała go po twarzy i uśmiechnęła się delikatnie.
Fontanna di Trevi
oświetlona blaskiem neonowych lamp stanowiła wieczorne centrum romantyzmu.
Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć przechadzały się zakochane i wpatrzone w siebie
pary. Wśród nich i ich dwoje. Tak różni, a jednak tworzący tak doskonale
dobraną parę. Stojąc plecami do fontanny, Abby zamknęła oczy i wrzuciła do niej
monetę. Nie wierzyła w takie rzeczy, ale skoro tradycja nakazywała złożyć u „stóp”
fontanny swoje marzenie to i ona tak zrobiła. Czując jak silne ramiona Gibbsa
owijają się wokół niej jak ochronna bariera, kobieta stwierdziła, że tak
naprawdę wszystko czego pragnęła się już sprawdziło. Jej rozmyślania przerwał
dźwięk dzwoniącego telefonu. Nagły chłód jaki poczuła, gdy Jet się od niej
odsunął spotęgował się, gdy zobaczyła jak zmienia się jego wyraz twarzy podczas
owej telefonicznej rozmowy.
- Co się stało?
Zapytała, gdy tylko schował telefon.
- Muszę wracać do D.C,
za dwie godziny mam samolot.
- Dlaczego mówisz tylko
w liczbie pojedynczej?
- Bo tylko ja wracam.
Sprawa dotyczy amerykańskich i włoskich żołnierzy stacjonujących razem w Iraku.
Z tego, co dyrektor mi powiedział to Włosi nie są skorzy do udostepnienia nam
dowodów i prosił żebyś miała na wszystko oko.
- Ale skąd on wie, że
ja i Ty, że my…
- On wie więcej niż nam
się wydaje – westchnął Gibbs.
Godzinę później stojąc
samotnie na lotnisku, Abbs nie mogła i nawet nie starała się za bardzo ukryć
płynących po jej policzkach łez. Widząc jej płacz, Jethro przeskoczył przez
barierki oddzielające terminal od reszty lotniska i podbiegając do niej wtulił ją w swoje
ramiona.
- Kocham Cię Abby –
mruknął przytulając czoło do jej czoła. – Niedługo się zobaczymy i wszystko
wróci do normy.
- Obiecujesz?
- Przysięgam.
Ich pocałunek przerwało
wywoływanie Gibbsa do odprawy. Rzucając ostatnie spojrzenie na swoją
dziewczynkę, odwrócił się i podchodząc do wskazanego stanowiska wkrótce zniknął
na płycie lotniska.
~ C.D.N~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz