środa, 3 września 2014

Rzysmkie "wakacje" Part III



Abigail ogarnęła prawdziwa niemoc twórcza. Doskwierał jej nie tylko brak Jethra, ale i swojego laboratorium. „Makaroniarze” starali się być pomocni, ale nie nadążali za jej trybem pracy  więc tak naprawę tylko przeszkadzali przez co dziewczyna była coraz bardziej nerwowa. Nie pomagały codzienne, godzinne rozmowy z Gibbsem. Tęsknota była silniejsza niż cokolwiek innego. Jethro widział jak bardzo Abby się męczy. Jemu samemu też nie było łatwo, a złość ku zgrozie Abbs wyładowywał na zespole.
- Oni nie są niczemu winni…
- Wiem.
- To dlaczego?
- Nie ma Ciebie i nie ma mi kto nagadać do słuchu, bo wszyscy się boją.
I tym razem połączenie urwało się szybciej niż się zaczęło. Prośby kobiety o stałe łącze internetowe spęzły na niczym, co było kolejnym powodem do frustracji (jakby ich ostatnimi czasy miała za mało). Zamykając ze złością laptopa, podeszła do łóżka i kładąc się na nim (nie racząc nawet przebrać się do spania) pogrążyła się w ponurych myślach.

2 wrzesień

Dzień urodzin Gibbsa zapowiadał się dość spokojnie.Jak co roku zamierzał je spędzić w piwnicy z butelką burbonu i szkicownikiem, dlatego nie był zachwycony, gdy Ducky uparł się, że ma przyjechać do niego na kolację. Nie mógł jednak odmówić przyjacielowi, dlatego o dwudziestej pojawił się pod jego domem. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła się mu w oczy były pół otwarte drzwi i ciemność, która ziała z korytarza. Zaniepokojony wyciągnął siga i pchnąwszy je  znalazł się w środku próbując cokolwiek dopatrzyć. Chwilę później zapaliło się światło, po czym nastąpiło gromkie sto lat. Tim, Tony, Ziva i Duck stojąc w salonie pod wielkim transparentem „Wszystkiego dobrego szefie” podsuwali w jego stronę urodzinowy tort.
- No dalej Jethro, schowaj pistolet, wypowiedz życzenie i dmuchaj.
- Nie spodziewałem się…
- Na tym właśnie polegają niespodzianki, szefie.
Wzrok Gibbsa powędrował po zebranych. To była jego rodzina, chociaż bez najważniejszego jej członka. Pochylając się nad  tortem zdmuchnął świeczki, a gdy się wyprostował poczuł, że wokół jego ciała owijają się dwa drobne ramiona.
- Wszystkiego najlepszego, Gibbs – mruknęła Abby tuląc się do niego tak jakby zaraz miał zniknąć.
- Powinienem częściej dmuchać świeczki na tortach, skoro moje życzenia tak szybko się spełniają. Poza tym nie miałem pojęcia, że Ty też masz zdolności teleportacji – roześmiał się całkowicie odprężony  i biorąc ją w ramiona wpił w jej usta nie bacząc na fakt, że wszyscy patrzą na nich jak zaczarowani.
- Nigdy więcej takiej rozłąki.
- Nigdy więcej – powtórzyła za nim Abbs.
Tego wieczoru mieli dwa powody do świętowania. Pierwszym były urodziny Gibbsa, które jak się okazało planowała Abby, chociaż odległość, która dzieliła ją od D.C uniemożliwiła brania udziału w przygotowaniach. Drugim – ujawnienie ich związku, co wszyscy skwitowali tylko jednym zdaniem „Nareszcie, lepiej późno niż wcale.”

The end

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz